Najpierw powstał pomysł, potem długa i żmudna jego realizacja. Za zorganizowaniem wystawy stoi na pewno więcej osób, ale ja o tym nie wiem: kto?, co? i dlaczego? Wiem , że organizacją zajęły się trzy szczecinianki : Karolina Bąkowska, Jolanta Sobolewska i Agnieszka Kaczmarska i tu po raz n-ty chcę im bardzo za to podziękować.
Gwoli ścisłości nie była to pierwsza ogólnopolska wystawa. Pierwsza na której miałam przyjemność być, odbyła się w Krakowie, o której tutaj pisałam, gdzie quilterki z całej Polski pokazywały swoje prace. Poleciałam na nią na 2 dni cieszyć oczy, poznać nowe osoby, porozmawiać. Dla mnie tamta wystawa zaowocowała również poznaniem przedstawicieli Berniny i zrodzeniem się pomysłu dzielenia się swoimi umiejętnościami i wiedzą patchworkową z innymi osobami. Tak powstały warsztaty w Toruniu.
Zgłosiłam więc chęć wzięcia udziału w wystawie, zgłosiłam dwie prace: " Tańczące lato" i "Kolory jesieni" i pojechałam na 3 dni - a co myślę sobie :) takie wydarzenia nie często się zdarzają. Miałam okazję spotkać się z tyloma znanymi, lub zaprzyjaźnionymi osobami, pooglądać wiele prac szytych najróżniejszymi technikami, wymienić doświadczenia, wieczorami zwiedzać starówkę i pięknie oświetlone bulwary Szczecina, dyskusje przenieść do restauracji czy pokoju hotelowego gdzie wiele pań ściśniętych na dwóch łóżkach dalej miało sobie tyle do powiedzenia :).
Wystawa odbyła się, a właściwie odbywa się , bo gdy to piszę jeszcze trwa i trwać będzie do 21.02. w Galerii Szczecińskiej mieszczącej się w Starej Rzeźni w bardzo ładnych pomieszczeniach. Prace rozwieszone są na parterze i piętrze.
Przed oficjalnym rozpoczęciem wystawy zdążyłyśmy z koleżankami pobieżnie obejrzeć większość prac. Każda praca była zaopatrzona w imię i nazwisko autora i tytuł pracy. Potem był wykład Karoliny i Joli czym jest patchwork, z czego i jak się go szyje, jakie używa się akcesoria - oczywiście ze zrozumiałych względów w bardzo uproszczonej formie. Był konkurs dla publiczności na wybór najładniejszego patchworku, oglądanie szczegółowe prac, lampka wina i ciasteczka :) Było mi bardzo miło gdy w tłumie zwiedzających odszukiwały mnie osoby, żeby pogratulować mi prac, zapytać jak powstały.
Nie sposób tutaj pokazać zdjęć wszystkich prac, pokazać zdjęć oddających atmosferę tego wydarzenia dlatego zamieszczam link do zdjęć na stronie organizatora wystawy a tu zamieszczę ich tylko kilka.
Kury na grzędzie :) -
to kilkanaście nas czekających na przyjazd reszty, w kawiarni filharmonii szczecińskiej
Trzeciego dnia pojechałyśmy jeszcze raz na wystawę, żeby już w ciszy obejrzeć to co umknęło poprzedniego dnia, a umknęło sporo z powodu emocji jakie nam towarzyszyły :), potem jak uzależnione odwiedziłyśmy sklep z tkaninami i czas było się pożegnać i wracać.
Cieszę się, że tam byłam :) i mam nadzieję, że był to jakiś przełom i że może teraz częściej takie wystawy będą się odbywały w Polsce.
Pięknie to wszystko opisałaś, Marzenko. Dla mnie to zbyt daleko, ale żałuję bardzo, że nie byłam. Tę krakowską wystawę wspominam z wielkim sentymentem właśnie dlatego, że poznałam tam tyle patchworkowo zakręconych osób, w tym Ciebie :) Wspaniałe są takie wystawy i takie spotkania. Ale szlaki zostały przetarte, bardzo mnie to cieszy. Może pojawi się następna wystawa i może będzie gdzieś bliżej?
OdpowiedzUsuńTak Joasiu, ja też już czekam na następną i mam nadzieję na spotkanie :)
UsuńCieszę się, że mogłam Cię spotkać!
OdpowiedzUsuńRadość więc obustronna :)
UsuńJa też się cieszę, że udało się! A jeszcze ja na zdjęciach u Ciebie! Takich ujęć nie było jeszcze :) Dzięki Marzenna, że byłaś, miło, bardzo miło było się znowu zobaczyć :)
OdpowiedzUsuń