Obserwatorzy

niedziela, 25 września 2016

Quilting na glinie

Okres wakacyjny w zasadzie już się skończył, dłuższe wyjazdy też, ale ostatnie promienie słońca wielu z nas wyciąga z domu, na krótkie wypady za miasto. Szukałam cichego, zagubionego w Borach Tucholskich miejsca na weekend. Tak, żeby spędzić go z dala od miasta, z książką i z dala od internetu. Udało się !!! Znalazłam miejsce gdzie oprócz ciszy, była możliwość zrealizowania, niezrealizowanego marzenia od dziecka  - nauki garncarstwa na prawdziwym kole garncarskim :).  Jest takie miejsce, które ma długą tradycję garncarską przechodzącą z pokolenia na pokolenie - dziadek, ojciec a teraz syn. Miejsce bardzo klimatyczne, piękny dom, wielki ogród z altaną i suszarką do grzybów. Cały parter domu zajmuje pracownia z dwoma elektrycznymi piecami do wypalania i jednym olbrzymim wielkości małego pokoju , gdzie drzwi zamyka się cegłą szamotową i zamurowuje gliną na czas wypalania. W ten sposób można osiągnąć temperaturę 800 stopni.
Tak się skończyło, a jak się zaczęło - zapraszam do poczytania i pooglądania






Przesympatyczny gospodarz prowadzi warsztaty z garncarstwa na miejscu i w terenie. Miałam szczęście, tego dnia nie było grupowych warsztatów i Pan mógł poświęcił mi sporo czasu i w bardzo sympatycznej atmosferze mogłam spróbować na czym to polega. Stojąc z boku i patrząc na sprawne ruchy rąk mistrza, wydawało mi się to bardzo proste - do czasu, aż sama nie siadłam za kołem. A... i wiecie co, praca na kole trochę przypominała maszynę do szycia, bo koło napędzane było elektrycznym pedałem :)
Zabezpieczona fartuchem miętosiłam najpierw glinę, pilnowałam żeby cały czas była odpowiednia zwilżana wodą, odpowiednio zagiętymi palcami formowałam bezkształtną kulę gliny.  Powoli ta bezkształtna masa zaczynała przekształcać się w coś co przypominało walec , potem walec z dziurą w środku, potem na górze formowała się wąska szyjka. Zabawa przednia, emocji co niemiara a potem dumna, postawiłam swoje dzieło na półce z innymi garnkami aby przeschło, nim będę mogła następnego dnia je zabrać do domu. Nie było możliwości wypalania bo suszyć się musi ok. 2 tygodni. Wysuszy się już u mnie w domu. Zrobiłam wazon i koszyczek.
A tu kilka zdjęć pracy i pracowni :)











Zabrałam maluchy mokre do domu a jeden wielki, wypalony kupiłam. Stały dwa dni i schły po czym pomyślałam sobie - tyle wzorów pikowałam na tkaninach szyjąc quilty czemu by nie spróbować na glinie? - i tak, ostrym szpikulcem którym przytrzymuję np. narożniki szyjąc patchworkowe bloki, zabrałam się za pikowanie wzorów w glinie na moim wazonie. Wyszło tak:




Bardzo dziękuję za wspaniałe komentarze pod ostatnim postem, było co czytać, z czego się bardzo cieszyć i mogę powiedzieć , że następny do serii jest w trakcie szycia.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam, możemy się jeszcze cieszyć ostatnimi pewnie w tym roku pięknymi dniami :)
Do usłyszenia :)

8 komentarzy:

  1. Marzenna, właśnie tego można Ci pozazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Marzena to wygląda wyśmienicie,kciuk w gore :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały weekend i piękne miejsce. No i piękne rzeczy zrobiłaś.

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowne spełnienie marzeń! i pomysł z wypikowaniem glinianego naczynia- to coś zupełnie wyjątkowego!

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny wazon zrobiłaś. I ile wrażeń. Miejsce wygląda tak, że tylko wsiadać w samochód i pędzić tam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Powstaly piekne rzeczy..pikowanie na wazonie to zupelnie cos nowego.Pozdrawiam .)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale fajny odpoczynek!!! I piękny wzór na wazonie - czy będziesz go "emaliować"?

    OdpowiedzUsuń