Obserwatorzy

czwartek, 23 października 2014

Spotkanie z batikiem - wakacje cz.2

Kochani, bardzo dziękuję za tak ciepłe przyjęcie mojej opowieści, za każde słowo zachęty do dalszej relacji.
 To zupełnie tak jak wieczorem  przed zaśnięciem - mamo poczytaj jeszcze - a mama siada i czyta lub snuje opowieść:).
Najpierw muszę wyjaśnić dlaczego trochę będzie nie po kolei: otóż w trakcie tego szaleństwa, zgubiłam aparat fotograficzny na którym było masę zdjęć ( pewne rzeczy zostały utracone bezpowrotnie :( . Na szczęście robiłam zdjęcia również aparatem męża a on kręcił film. Właśnie z filmu zrobił mi trochę zdjęć obrazujących to co opisałam w pierwszej części relacji, więc teraz je dorzucę.
Linie wzoru namalowane ołówkiem pokrywane są ciepłym, płynnym woskiem przy pomocy  tjanting


 przewodnik opowiada o całym procesie powstawania batiku


 tutaj inny batik, na innym etapie tworzenia już po kilku farbowaniach, nanoszona jest kolejna warstwa przed następnym farbowaniem



 przykład powstawanie jednego batiku - aż nie chce się wierzyć jak pracochłonna jest to czynność



 z bliska niewiele się różni, a jednak



narzędzia do nanoszenia wosku - tjanting  o różnej średnicy otworu pozwalającego uzyskać, różną grubość linii


na ścianie wiszą metalowe pieczątki do nanoszenia wzoru, a z prawej strony w rogu, widoczny jest piecyk z naczyniem do podgrzewania wosku. W ręku pieczątka z woskiem którą naniesie mi Pan wzór na kawałek przywiezionej bawełny




czas oczekiwania na naniesienie woskiem wzoru  Ganesha spędziłam biegając jak szalona po całej galerii :)



Z Ganeshem, woskową pieczątką, mnóstwem zdjęć i głową pełną pomysłów opuściłam to miejsce 



To był koniec szaleństwa tego dnia. Następne zaczęło się tydzień później w innym mieście.

Australijki mówiły mi, że kupują na szyte przez siebie quilty również sarongi. Są tańsze i mają bardzo dobrą, gęsto tkaną bawełnę. Robiłam to samo :), przyprawiając mojego męża o ból głowy i wcale nie z powodu wydanych pieniędzy ( na to był przygotowany już w domu) ale z powiększającej się wagi naszego bagażu. Moja reakcja była zawsze taka sama - jakoś damy radę, tym będę się martwić potem. Wolałam się martwić jak to zabrać, niż tym, że nie mam czego zabrać :)

Gdy stwierdziłam , że tradycyjnych wzorów wystarczy, z wielką frajdą oddawałam się drugiemu hobby - szukaniu muszli do swojej kolekcji liczącej już ponad 1000 gat. Koniecznie chciałam zwiedzić Muzeum Muszli ale miałam pecha. Po znalezieniu miejsca okazało się, że Muzeum 3 miesiące wcześniej przeniesiono do innego miasta ( nie było o tym wzmianki w internecie), do miasta w którym byliśmy o ironio 3 dni wcześniej :(.  Pływałam z rurką na pobliskich rafach, szukałam na brzegu i u rybaków, miałam czas dla siebie, bo mąż w tym czasie robił kurs nurkowania głębinowego chcąc koniecznie zobaczyć rekiny. Ja rekiny widziałam nawet w basenie :) choć i tak nie ominęła mnie "przyjemność" pływania nad nimi.  W przerwie "muszlowania" wybrałam się do centrum miasteczka i znalazłam sklep. Był wprawdzie zamknięty ale przez szybę widać było tkaniny patchworkowe i gotowe quilty. Po ustaleniu kiedy go otworzą wróciłam już z aparatem fotograficznym :) Okazało się, że jest to sklep prowadzony przez Indonezyjkę ale właścicielem jest Australijczyk. Pani pod zmówienia z Australii tnie tkaniny tworząc: charm packs, FQ lub jelly rolls,





 pakuje je i wysyła.
Tkanin nie było może zbyt dużo ale wzory wywoływały szybsze bicie serca :), były takie o jakie mi chodziło.




Cena jednak niewiele odbiegała od cen tkanin dostępnych w Polsce :(  Tkaniny te były produkowane na Jawie i za transport pan Australijczyk doliczał słoną marżę. Te same tkaniny produkowane na miejscu kosztowały nie 10, nie 20 % mniej, ale kilka razy mniej.
Eksponowane, gotowe quilty nie były szyte na miejscu, ale powstały w Australii, a tu były jedynie eksponowane jako przykład co można z tych tkanin uszyć.
Tak wyglądają quilty uszyte przez Australijki :







a wszystkie uszyte są z batików :)
A tu przemiła Pani która pozwoliła mi zrobić wszystkie pokazywane zdjęcia


Kilka dni później w innym mieście, znalazłam się na ulicy, na której były tylko sklepy z batikami, sklep za sklepem, sklepem podparty :) i w sklepie, którego adres dostałam od Australijek. Były tu batiki produkowane dla Hoffmana choć na pewno nie w całym asortymencie ( być może to wzornictwo ma zastrzeżone na rynek amerykański ) ale to co było dostępne przyprawiało o zawrót głowy. Ja wybierałam tkaniny, mąż podawał belki a pan ciął - jakie to było miłe zajęcie i fajne miejsce :).





Na lotnisku ratowało nas tłumaczenie, że mamy equipment diving for 2 person :), bo waga sprzętu do nurkowania była odliczana od dopuszczalnej wagi bagażu :):):)
Tak w skrócie wyglądała moja przygoda z batikiem, marzenie, które udało się spełnić.






sobota, 18 października 2014

Spotkanie z batikiem - wakacje cz.1

Wprawdzie wakacje już się skończyły, ale ja wciąż nimi jeszcze żyję :)  W trakcie planowania wakacji jeszcze w domu, na listę wpisałam miejsca które chciałabym zobaczyć, które chcę zobaczyć ale z uwagi na sytuację mogę i trzy punkty, które niezależnie od tego co by się nie działo, musiałam zrealizować ! :
1. Batiki - produkcja, warsztaty, galerie i sprzedaż tkanin
2. Życie podwodne na rafach
3. Smoki  z Komodo 

Nie będę opisywać wszystkiego bo się nie da, bo zanudzę, ale dziewczyny szmatkowo zakręcone (o ! sorki, może panowie też przeczytają:) ) zrozumieją co czułam, gdy znalazłam się w miejscu gdzie powstają batiki.
Była to galeria w której promuje się tradycyjną, indonezyjską sztukę powstawania batiku, gdzie wosk nanoszony jest na wcześniej narysowany wzór przy pomocy narzędzia zwanego tutaj tjanting. Żeby tę sztukę zachować, kontynuować, w 2009 batiki zostały wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa ludzkości UNESCO.
Tradycyjne indonezyjskie batiki są stonowane. Zdobi się je motywami roślinnymi, zwierzęcymi, elementami geometrycznymi, i czasami scenami z życia. Często są to sceny z eposu Ramajana. Każdy element wzoru ma tutaj swoje znaczenie. Tak wykonane bawełniane tkaniny, sprzedawane są w postaci 2, 2,5m kawałków, nazywanych sarongami i nimi właśnie zarówno kobiety jak i mężczyźni owijają się wokół pasa, jak obszerną spódnicą. Na co dzień w większych miastach nie jest to praktykowane, jest to strój tradycyjny i stosowany odświętnie. Na wsiach jednak, które zamieszkuje olbrzymia większość mieszkańców Indonezji jest to strój noszony w dni powszednie.

Znacznie szybszą metodą powstawania batiku jest nanoszenie wzoru przy pomocy żmudnie i coraz rzadziej tworzonych metalowych pieczęci. Są one maczane w gorącym wosku i wzór nanoszony jest na tkaninę. Wielkość takich pieczęci jest różna, mniej więcej ok. 20 x 14 cm.
W ramach promocji tej sztuki, pod dużą wiatą galerii siedziały panie i nanosiły wzory woskiem. Prace były na różnych etapach - po jednym, dwóch lub większej ilości farbowań, więc można było prześledzić postępy w trakcie powstawania skomplikowanych wzorów. Podziwiałam ich zręczność w posługiwaniu się tjanting, wyobraźnię i wyczucie kolorów - to było mistrzostwo - chłonęłam to wszystko, cieszyłam się jak dziecko, robiłam zdjęcia i PODZIWIAŁAM !!!.
Na koniec poprosiłam, żeby któraś z pań naniosła na przywiezione w tym celu  z Polski kawałki bawełny, wzór Ganescha. Chciałam go potem, już w domu, pofarbować, nanieść kolejne warstwy wosku i na koniec uszyć poduchę do mojego pokoju z wakacyjnymi pamiątkami. Panie generalnie tworzyły wzory kwiatowe więc zadania podjął się mężczyzna, namalował woskiem ganescha , na drugiej bawełnie zrobił mi wzór przy użyciu pieczątki z motywem ptaków a na trzecim - z konikiem morskim. W galerii obok porobiłam mnóstwo zdjęć batików na jedwabiu lub na bawełnie nie mogąc uwierzyć, że można coś tak finezyjnego stworzyć. Tu tylko kilka przykładów :





Na miejscu prowadzona była również sprzedaż tkanin, właściwie były to w większości gotowe kupony ręcznie malowanych batików, cena jednak była adekwatna do włożonej pracy :):)  
Wiedząc, że będę w krainie batiku, przed wyjazdem buszowałam w internecie, żeby znaleźć sklepy gdzie sprzedają batiki drukowane dla Hoffmana. Znam te batiki z internetu, zachwycałam się wzorami no i gdzieś przecież musiały być tu sklepy, które je sprzedają. Wszystko przekierowywało mnie na stronę amerykańskiego  sklepu :(  Zaczęłam szukać inaczej, znalazłam anglojęzyczne forum i zaczęłam mozolną  pracę. Dlaczego mozolną? bo mój angielski jest taki żółwiowy - znaczy żaden.
Znalazłam forum gdzie wymieniały się doświadczeniem australijskie quilterki, dla których przylot tutaj to rzut beretem a tkaniny kosztują znacznie mniej. Pogadałam, pogadałam i zdobyłam siedząc sobie wygodnie w domu:) - adres ulicy i nazwę sklepu, a co było dalej.......to jak w bajkach, jeśli chcecie jeszcze więcej, napiszcie proszę :) a będzie w następnym poście. 

Pozdrawiam serdecznie wszystkich którzy do mnie zaglądają, sprawiając mi swoją wizytą i pozostawionym komentarzem wielką frajdę :)

wtorek, 14 października 2014

Nowy minerał

Witam wszystkich po długiej przerwie :)
Okres wakacyjny to okres kiedy wszyscy się ciągle rozmijają, jedni wyjeżdżają inni wracają :) Moje wakacje też się skończyły i czas powrócić do normalnego życia, szycia, kursów, zrobić jesienne porządki w ogródku i przygotować się do krótkich dni i długich, zimnych, jesienno - zimowych wieczorów, brrrr.
Na blogu mam mnóstwo zaległości, wszystkiego na raz opowiedzieć się nie da, więc będzie po kolei.
Dzisiaj mam zagadkę - uszyłam drugi do kolekcji "kamieni i minerałów" - minerał. Szyty jest również techniką stitch & slash.
Kto zgadnie jaki ? 
i żeby zgadywanie było miłe postanowiłam zwycięzcę obdarować nagrodą w postaci 1 FQ przywiezionego z dalekich wakacji batiku :)
Batikowi poświęcę specjalny wpis bo po pierwsze - bardzo lubię tą tkaninę, po drugie miałam okazję poznać warsztat jej powstawania, pobuszować w batikowym sklepie, jednym słowem - nacieszyć oczy :)


Do pokazania i oceny czekają dwa następne minerały :) Jestem bardzo ciekawa waszego zdania na ich temat. 

Pozdrawiam wszystkich, witam nowych obserwatorów i cieszę się, że mimo tak długiej przerwy tu zaglądacie :)