Kochani, bardzo dziękuję za tak ciepłe przyjęcie mojej opowieści, za każde słowo zachęty do dalszej relacji.
To zupełnie tak jak wieczorem przed zaśnięciem - mamo poczytaj jeszcze - a mama siada i czyta lub snuje opowieść:).
Najpierw muszę wyjaśnić dlaczego trochę będzie nie po kolei: otóż w trakcie tego szaleństwa, zgubiłam aparat fotograficzny na którym było masę zdjęć ( pewne rzeczy zostały utracone bezpowrotnie :( . Na szczęście robiłam zdjęcia również aparatem męża a on kręcił film. Właśnie z filmu zrobił mi trochę zdjęć obrazujących to co opisałam w pierwszej części relacji, więc teraz je dorzucę.
Linie wzoru namalowane ołówkiem pokrywane są ciepłym, płynnym woskiem przy pomocy tjanting
przewodnik opowiada o całym procesie powstawania batiku
tutaj inny batik, na innym etapie tworzenia już po kilku farbowaniach, nanoszona jest kolejna warstwa przed następnym farbowaniem
przykład powstawanie jednego batiku - aż nie chce się wierzyć jak pracochłonna jest to czynność
z bliska niewiele się różni, a jednak
narzędzia do nanoszenia wosku -
tjanting o różnej średnicy otworu pozwalającego uzyskać, różną grubość linii
na ścianie wiszą metalowe pieczątki do nanoszenia wzoru, a z prawej strony w rogu, widoczny jest piecyk z naczyniem do podgrzewania wosku. W ręku pieczątka z woskiem którą naniesie mi Pan wzór na kawałek przywiezionej bawełny
czas oczekiwania na naniesienie woskiem wzoru Ganesha spędziłam biegając jak szalona po całej galerii :)
Z Ganeshem, woskową pieczątką, mnóstwem zdjęć i głową pełną pomysłów opuściłam to miejsce
To był koniec szaleństwa tego dnia. Następne zaczęło się tydzień później w innym mieście.
Australijki mówiły mi, że kupują na
szyte przez siebie quilty również sarongi. Są tańsze i mają bardzo
dobrą, gęsto tkaną bawełnę. Robiłam to samo :), przyprawiając mojego
męża o ból głowy i wcale nie z powodu wydanych pieniędzy ( na to był
przygotowany już w domu) ale z powiększającej się wagi naszego bagażu.
Moja reakcja była zawsze taka sama - jakoś damy radę, tym będę się
martwić potem. Wolałam się martwić jak to zabrać, niż tym, że nie mam
czego zabrać :)
Gdy stwierdziłam , że tradycyjnych wzorów
wystarczy, z wielką frajdą oddawałam się drugiemu hobby - szukaniu
muszli do swojej kolekcji liczącej już ponad 1000 gat. Koniecznie
chciałam zwiedzić Muzeum Muszli ale miałam pecha. Po znalezieniu miejsca
okazało się, że Muzeum 3 miesiące wcześniej przeniesiono do innego
miasta ( nie było o tym wzmianki w internecie), do miasta w którym
byliśmy o ironio 3 dni wcześniej :(. Pływałam z rurką na pobliskich
rafach, szukałam na brzegu i u rybaków, miałam czas dla siebie, bo mąż w
tym czasie robił kurs nurkowania głębinowego chcąc koniecznie zobaczyć
rekiny. Ja rekiny widziałam nawet w basenie :) choć i tak nie ominęła mnie "przyjemność" pływania nad nimi. W przerwie "muszlowania" wybrałam się do centrum miasteczka i
znalazłam sklep. Był wprawdzie zamknięty ale przez szybę widać było
tkaniny patchworkowe i gotowe quilty. Po ustaleniu kiedy go otworzą
wróciłam już z aparatem fotograficznym :) Okazało się, że jest to sklep
prowadzony przez Indonezyjkę ale właścicielem jest Australijczyk. Pani
pod zmówienia z Australii tnie tkaniny tworząc: charm packs, FQ lub
jelly rolls,
pakuje je i wysyła.
Tkanin nie było może zbyt dużo ale wzory wywoływały szybsze bicie serca :), były takie o jakie mi chodziło.
Cena
jednak niewiele odbiegała od cen tkanin dostępnych w Polsce :( Tkaniny
te były produkowane na Jawie i za transport pan Australijczyk doliczał
słoną marżę. Te same tkaniny produkowane na miejscu kosztowały nie 10,
nie 20 % mniej, ale kilka razy mniej.
Eksponowane, gotowe quilty nie były szyte na miejscu, ale powstały w
Australii, a tu były jedynie eksponowane jako przykład co można z tych
tkanin uszyć.
Tak wyglądają quilty uszyte przez Australijki :
a wszystkie uszyte są z batików :)
A tu przemiła Pani która pozwoliła mi zrobić wszystkie pokazywane zdjęcia
Kilka
dni później w innym mieście, znalazłam się na ulicy, na której były tylko sklepy z
batikami, sklep za sklepem, sklepem podparty :) i w sklepie, którego
adres dostałam od Australijek. Były tu batiki produkowane dla Hoffmana
choć na pewno nie w całym asortymencie ( być może to wzornictwo ma
zastrzeżone na rynek amerykański ) ale to co było dostępne przyprawiało o
zawrót głowy. Ja wybierałam tkaniny, mąż podawał belki a pan ciął -
jakie to było miłe zajęcie i fajne miejsce :).
Na
lotnisku ratowało nas tłumaczenie, że mamy equipment diving for 2
person :), bo waga sprzętu do nurkowania była odliczana od dopuszczalnej
wagi bagażu :):):)
Tak w skrócie wyglądała moja przygoda z batikiem, marzenie, które udało się spełnić.
Wprawdzie wakacje już się skończyły, ale ja wciąż nimi jeszcze żyję :) W trakcie planowania wakacji jeszcze w domu, na listę wpisałam miejsca które chciałabym zobaczyć, które chcę zobaczyć ale z uwagi na sytuację mogę i trzy punkty, które niezależnie od tego co by się nie działo, musiałam zrealizować ! :
1. Batiki - produkcja, warsztaty, galerie i sprzedaż tkanin
2. Życie podwodne na rafach
3. Smoki z Komodo
Nie będę opisywać wszystkiego bo się nie da, bo zanudzę, ale dziewczyny szmatkowo zakręcone (o ! sorki, może panowie też przeczytają:) ) zrozumieją co czułam, gdy znalazłam się w miejscu gdzie powstają batiki.
Była to galeria w której promuje się tradycyjną, indonezyjską sztukę powstawania batiku, gdzie wosk nanoszony jest na wcześniej narysowany wzór przy pomocy narzędzia zwanego tutaj tjanting. Żeby tę sztukę zachować, kontynuować, w 2009 batiki zostały wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa ludzkości UNESCO.
Tradycyjne indonezyjskie batiki są
stonowane. Zdobi się je motywami roślinnymi, zwierzęcymi, elementami geometrycznymi, i czasami scenami z życia. Często są to sceny z eposu Ramajana. Każdy element wzoru ma tutaj swoje znaczenie. Tak wykonane bawełniane
tkaniny, sprzedawane są w postaci 2, 2,5m kawałków, nazywanych sarongami i nimi właśnie zarówno kobiety jak i mężczyźni owijają się
wokół pasa, jak obszerną spódnicą. Na co dzień w większych miastach nie jest to praktykowane, jest to strój tradycyjny i stosowany odświętnie. Na wsiach jednak, które zamieszkuje olbrzymia większość mieszkańców Indonezji jest to strój noszony w dni powszednie.
Znacznie szybszą metodą powstawania batiku jest nanoszenie wzoru przy pomocy żmudnie i coraz rzadziej tworzonych metalowych pieczęci. Są one maczane w gorącym wosku i wzór nanoszony jest na tkaninę. Wielkość takich pieczęci jest różna, mniej więcej ok. 20 x 14 cm.
W ramach promocji tej sztuki, pod dużą wiatą galerii siedziały panie i nanosiły wzory woskiem. Prace były na różnych etapach - po jednym, dwóch lub większej ilości farbowań, więc można było prześledzić postępy w trakcie powstawania skomplikowanych wzorów. Podziwiałam ich zręczność w posługiwaniu się tjanting, wyobraźnię i wyczucie kolorów - to było mistrzostwo - chłonęłam to wszystko, cieszyłam się jak dziecko, robiłam zdjęcia i PODZIWIAŁAM !!!.
Na koniec poprosiłam, żeby któraś z pań naniosła na przywiezione w tym celu z Polski kawałki bawełny, wzór Ganescha. Chciałam go potem, już w domu, pofarbować, nanieść kolejne warstwy wosku i na koniec uszyć poduchę do mojego pokoju z wakacyjnymi pamiątkami. Panie generalnie tworzyły wzory kwiatowe więc zadania podjął się mężczyzna, namalował woskiem ganescha , na drugiej bawełnie zrobił mi wzór przy użyciu pieczątki z motywem ptaków a na trzecim - z konikiem morskim. W galerii obok porobiłam mnóstwo zdjęć batików na jedwabiu lub na bawełnie nie mogąc uwierzyć, że można coś tak finezyjnego stworzyć. Tu tylko kilka przykładów :
Na miejscu prowadzona była również sprzedaż tkanin, właściwie były to w większości gotowe kupony ręcznie malowanych batików, cena jednak była adekwatna do włożonej pracy :):)
Wiedząc, że będę w krainie batiku, przed wyjazdem buszowałam w internecie, żeby znaleźć sklepy gdzie sprzedają batiki drukowane dla Hoffmana. Znam te batiki z internetu, zachwycałam się wzorami no i gdzieś przecież musiały być tu sklepy, które je sprzedają. Wszystko przekierowywało mnie na stronę amerykańskiego sklepu :( Zaczęłam szukać inaczej, znalazłam anglojęzyczne forum i zaczęłam mozolną pracę. Dlaczego mozolną? bo mój angielski jest taki żółwiowy - znaczy żaden.
Znalazłam forum gdzie wymieniały się doświadczeniem australijskie quilterki, dla których przylot tutaj to rzut beretem a tkaniny kosztują znacznie mniej. Pogadałam, pogadałam i zdobyłam siedząc sobie wygodnie w domu:) - adres ulicy i nazwę sklepu, a co było dalej.......to jak w bajkach, jeśli chcecie jeszcze więcej, napiszcie proszę :) a będzie w następnym poście.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich którzy do mnie zaglądają, sprawiając mi swoją wizytą i pozostawionym komentarzem wielką frajdę :)
Witam wszystkich po długiej przerwie :)
Okres wakacyjny to okres kiedy wszyscy się ciągle rozmijają, jedni wyjeżdżają inni wracają :) Moje wakacje też się skończyły i czas powrócić do normalnego życia, szycia, kursów, zrobić jesienne porządki w ogródku i przygotować się do krótkich dni i długich, zimnych, jesienno - zimowych wieczorów, brrrr.
Na blogu mam mnóstwo zaległości, wszystkiego na raz opowiedzieć się nie da, więc będzie po kolei.
Dzisiaj mam zagadkę - uszyłam drugi do kolekcji "kamieni i minerałów" - minerał. Szyty jest również techniką stitch & slash.
Kto zgadnie jaki ?
i żeby zgadywanie było miłe postanowiłam zwycięzcę obdarować nagrodą w postaci 1 FQ przywiezionego z dalekich wakacji batiku :)
Batikowi poświęcę specjalny wpis bo po pierwsze - bardzo lubię tą tkaninę, po drugie miałam okazję poznać warsztat jej powstawania, pobuszować w batikowym sklepie, jednym słowem - nacieszyć oczy :)
Do pokazania i oceny czekają dwa następne minerały :) Jestem bardzo ciekawa waszego zdania na ich temat.
Pozdrawiam wszystkich, witam nowych obserwatorów i cieszę się, że mimo tak długiej przerwy tu zaglądacie :)