W drodze z Denpasar do Ubud, które jest centrum kultury i sztuki mija się wiele wiosek, których mieszkańcy specjalizują się w jakiejś dziedzinie sztuki rzemieślniczej. Przejeżdżając przez wsie i miasteczka można zobaczyć przy pracy specjalistów zajmujących się rzeźbą w kamieniu, drewnie, malarzy, zajrzeć do warsztatów ceramicznych czy jubilerskich. Najbardziej fascynowało mnie jednak obserwowanie rzeźbiarzy przy pracy w drewnie. Przyglądanie się jak z grubego, wielkiego pnia drzewa wyłania się postać np. smoka, tancerki czy Buddy. Podziwiałam, jak dużą trzeba mieć wyobraźnię i wizję efektu końcowego, żeby bez planów i rysunków wiedzieć co wydłubać a co zostawić w pięknym kawałku drewna. Efekty końcowe były naprawdę imponujące.
Do rzeźb używane są tu najczęściej 4 gatunki drewna. Myślę, że bardzo ciekawe są indywidualne cechy tych drzew. Pierwsze to Albizia Falcata, odporna na ataki termitów i rosnąca z niesamowitą szybkością 10m w ciągu dwóch lat. Drugim jest Zanthoxylum Rhetsa popularnie nazywane z racji wyglądu zewnętrznego pnia - crocodile wood, przypominające do złudzenia wystające guzy na ciele krokodyla, trzecie to Albizia Saman, - drzewo deszczowe, ponieważ w czasie deszczu i gdy zachodzi słońce składa liście, i ostatnie - Hibiscus Tiliaceusb , ten ma polską nazwę - Hibiskus szary, który ma dwukolorowe drewno tworzące ciekawe wzory a w miarę starzenia, kolor szary staje się zielony.
Te olbrzymie ilości wspaniałej, misternej ludzkiej pracy, wylewające się wprost na ulicę robią naprawdę duże wrażenie. Można godzinami stać i przyglądać się.
Moim celem jednak była znowu miejscowość Tohpati. Nie wiem, czy z racji wielkości nazwać to wioską czy malutkim miasteczkiem, ale z racji tego co mogłam tu oglądać, dla mnie było wielkie. Tutaj mieści Batik Factory, gdzie z bliska można poznać każdy etap powstawania batik tulis - tradycyjnej metody tworzenia batiku indonezyjskiego.
Siedzące tu panie nanosiły specjalnymi urządzeniami zwanymi canting ( inna pisownia - tjanting) wosk, na linie wzoru narysowanego ołówkiem na bawełnie lub jedwabiu. Prace były na różnych etapach: początek malowania woskiem, etap po pierwszym czy drugim farbowaniu, etap gdzie praktycznie prawie cała praca pokryta była woskiem i prace przygotowane do usuwania go, aż po wspaniałe, gotowe prace. Biegłość posługiwania się cantingiem z jednym, dwoma czy trzema lejkami wzbudzała niekłamany podziw. Pewność ruchów i emanujący z nich spokój świadczyły o wielkim doświadczeniu. Mimo, że obserwowałam już taką pracę w Tajlandii, Malezji, czy poprzednim razem w Indonezji, że brałam już lekcje batiku, zawsze budzi to mój podziw i uznanie dla twórców tradycyjnej sztuki batiku. Z bliska poznałam sposób nakładania wosku przy pomocy stempli z okazałej kolekcji.
Pokazano mi różne rodzaje wosku i wyjaśniono różnice między nimi a co za tym idzie, inny sposób ich wykorzystywania. Gatunki bawełny używanej do produkcji batiku i różne barwniki zarówno naturalne jak i syntetyczne.
Zafascynowana spędziłam tu parę godzin, od rozmów i pytań rozbolały mnie ręce, elektroniczny tłumacz indonezyjsko - polski zagrzał się do czerwoności - było to wspaniałe miejsce :).
notatki robione na gorąco :)
etapy powstawania batiku
różne rodzaje wosku, stempel - cap i cantingi różniące się średnicą otworu, poniżej fragment kolekcji stempli
najczęściej są to ornamenty roślinne.
Na miejscu znajduje się również galeria obrazów - batik tulis i batik
painting oraz sprzedaż wysoko gatunkowych batików bawełnianych lub
jedwabnych z tradycyjnymi wzorami indonezyjskimi.
i piękne lalki wayang golek
Po godzinach spędzonych na przyswajaniu następnej porcji wiedzy na temat batiku, czas było ruszyć dalej. Na każdym takim wyjeździe poluję na ulubione rośliny z caudexem. Są to rośliny ze zgrubiałą nasadą pnia, coś, jak seler czy pietruszka :), a moim ulubieńcem jest Adenium obesum, więc w drodze do Ubud, miejscu umówionych warsztatów z batiku, zaglądaliśmy do szkółek roślin.
mój najstarszy, przywieziony 10 lat temu i szczepiony przez Tajów ma dwa kolory kwiatów, teraz dostanie kumpla
odpowiednio przycinane i formowane mogą tak wyglądać
No i znalazłam :) już dość duże, bo nie mam czasu czekać aż urośnie. Jedno miało nawet dwa strąki z nasionami, a ponieważ apetyt rośnie w trakcie jedzenia, pomyślałam o próbie wyhodowania grubasków z nasion . Martwiłam się tylko, że strąki zabiorę niedojrzałe, w Polsce nie mają szans dojrzeć i w związku z tym czy będą miały siłę kiełkować? Przywiozłam dwa klopsy ważące po 2,5 kg każdy. Bez ziemi, bez doniczek, zawinięte w plażowe sarongi, związane taśmą klejącą, żeby zmieściły się do walizki. Trochę ciuchów musiałam zostawić, żeby zrobić im miejsce, ale udało się, Rośliny przeżyły a jakie było moje zdziwienie gdy przeżyły również strąki, pękły i wysypały całe przyszłe dobro w nich zawarte - nasionka. Wyglądały jak bardzo długie, jasno brązowe ziarnka ryżu zakończone z każdej strony pęczkiem puchatych włosków. Usunęłam włoski, przygotowałam odpowiednie podłoże i po 8 godzinnym moczeniu w wodzie ułożyłam nasionka na przygotowanym podłożu. Codziennie doglądałam, spryskiwałam a nóżki podgrzewałam poduszką elektryczną, a po 6 dniach zaczęły kiełkować. Wzeszło mi 29 maciupkich roślinek !!! - hura :) i teraz wyglądają tak
Zapraszam na następny post - na Indonezja cz.3 - Batik Workshop
Dziękuję za Wasze wizyty i tak miłe komentarze, czytanie każdego sprawia radość i nie będę odosobniona gdy powiem, że na każdy z góry się cieszę . Pozdrawiam ciepło mimo zimna za oknem :)
No i wreszcie jestem :) znowu się udało - ile startów (9) tyle lądowań (9) :).
Po raz drugi byliśmy w Indonezji, tym razem w planach było Bali i Sulawesi.
Bali - to głównie szmaciane szaleństwo zakupowe, wizyty w Factory batik i galeriach batiku oraz najważniejszy dla mnie punkt wizyty na Bali, to uczestnictwo w kilkudniowych warsztatach batik painting u znanego i cenionego mistrza batiku pana Nyoman Suradnya.
Sulawesi - nurkowanie, snorkeling, przyroda, wyspy i jedyne miejsce na świecie znane z niekonwencjonalnych pochówków zmarłych i niesamowicie bogato zdobionych domów - tongkonan.
Mam mętlik w głowie co i w jakiej kolejności Wam opowiedzieć, więc to co dotyczy szmatek (to zapewne najbardziej interesuje) podzielę na 3 części.
Denpasar - stolica Bali, w tym roku w porównaniu do tego co widziałam trzy lata temu, świeciła pustkami - hotele, restauracje, zabytki odwiedzała znikoma ilość turystów, a wszystko z powodu oczekiwanego wybuchy wulkanu Agung. Baliśmy się, że w ogóle nasz przylot na Bali okaże się niemożliwy. 120.00 tysięcy ludzi zostało ewakuowanych, wprowadzono strefę czerwoną z zakazem wjazdu, wyznaczono zapasowe lotniska na sąsiednich wyspach - Jawie i Lomboku. Mimo ostrzeżeń, zaryzykowaliśmy i udało się !!! Wulkan do tej pory nie wybuchł, a my zrealizowaliśmy wszystko co zamierzaliśmy.
Tak więc najpierw była wizyta na znanej z niezliczonej ilości sklepów ulicy z indonezyjskimi batikami. Sprzedawane są one na metry ale również w tradycyjnych 2,5 metrowych odcinkach tzw. sarongi i jedynym sklepie sprzedającym batiki produkowane na Bali dla Hoffmana. Wszyscy znamy te batiki, więc nietrudno sobie wyobrazić moje w tym sklepie szaleństwo. Materiały poukładane kolorami na półkach, w belach na podłodze, na dłuuugiej ladzie i znowu na podłodze, z boku na półkach pocięte w FQ, jelly rolls, charm pack, layer cakes - do wyboru do koloru. Istna orgia wzorów i kolorów.
Przynosiłam coraz to nowe belki do cięcia i układałam w stos, zamieniałam i dobierałam, dopasowywałam wzory, odcienie i kolory ku radości i uciesze obserwujących i pomagających mi Indonezyjczyków i kupującej akurat pani z Australii. Australijki często tu przylatują bo mają bardzo blisko. Mój mąż robił zdjęcia tego całego zamętu albo nosił i odnosił belki. Gdy stwierdziłam, że szaleństwo ma swoje granice a torby ograniczoną pojemność, usłyszałam - kup, bo potem będziesz żałować - więc co miałam biedna robić ? - doniosłam następne kolorowe szmatki stwierdzając, że torbę można dokupić a o ograniczenia wagi bagażu w samolocie martwić się będę potem.
Tak to wyglądało :)
czy na pewno wystarczy ?
W sklepie mogłam z bliska obejrzeć kolekcję stempli przy pomocy których, nanosi się wzór na większą powierzchnię tworzonego batiku, tzw. canting cap. Powstawanie takiego stempla to bardzo pracochłonne i żmudne zajęcie, coraz mniej osób chce je wykonywać, więc ceny takich stempli są wysokie. Najpierw powstaje wzór na papierze, następnie z cieniutkich, jednakowej szerokości taśm miedzianych wygina się elementy wzoru zgodnie z rysunkiem na papierze a następnie łączy się się wszystkie elementy razem, tworząc canting cap.
W tym sklepie, pomijając zaporową cenę, nie było możliwości zakupu ale z przyjemnością sobie je pooglądałam.
a na koniec zakupów mój mąż wyglądał tak :)
to wszystko
zmieściłam w zakupionej, patchworkowej torbie.
Po zakupach, postanowiliśmy pojechać nacieszyć oczy buchającą zielenią, więc pojechaliśmy odwiedzić plantację kawy arabika, robusta i farmę kopi luwak - najdroższej kawy świata, a wszystko za sprawą zwierzątek, które zjadając ziarna kawy i wydalając je, bardzo skracają czas obróbki ziaren. Z bliska mogliśmy obejrzeć "twórców" tej kawy - łaskuna muzanga, nazywanego popularnie cywetą, a lokalnie luwak.
Na miejscu, w niezwykłym otoczeniu tarasowych upraw ryżu, możliwa była degustacja herbaty i kawy. Kawę i herbatę podaje się tu w malutkich, szklanych filiżankach na bambusowych tackach: 8 rodzajów herbaty: limonkowa, trawa cytrynowa, goździkowa, imbirowa, szafranowa, mangostan, dwóch już nie pamiętam i 6 kawy, żeby na koniec, zamawiając luwak, można było docenić niezwykłość tej kawy. Szczerze mówiąc, mnie ona nie zachwyciła, była jak dla mnie zbyt delikatna.
Herbaty były pyszne a kawy obrzydliwie słodkie.
delektując się herbatami i kawą, można równocześnie "paść" oczy widokiem leżących w dole, tarasowych upraw ryżu
Jeśli Was to zainteresowało, zapraszam na następny post : Indonezja cz.2 - Factory batik i galeria batiku.
Dziękuję za wszystkie wizyty jakie miały miejsce w czasie mojej długiej nieobecności, to bardzo, bardzo miłe :)