Obserwatorzy

sobota, 8 czerwca 2019

Indonezja 2019 cz.3

Po powrocie z wyspy Flores, spędzeniu noclegu w Denpasar na Bali, przepakowaniu uniwersalnej walizki wylądowaliśmy na Jawie w Jogyakarcie (piękne wejście do hali przylotów krajowego lotniska)


w samym sercu indonezyjskiego batiku. Pozbyliśmy się walizki i z miejsca ruszyliśmy do prywatnego Muzeum Batiku. Czynne było w godzinach moich warsztatów stąd taki pośpiech. Jest jednym z niewielu Muzeów Batiku w Indonezji i zgromadził olbrzymią ilość unikalnych batików z różnych regionów kraju. Część najstarszych i najcenniejszych zabezpieczonych jest celofanowymi "ubrankami" chroniącymi przed kurzem i światłem, a eksponowane są w przeszklonych, bogato rzeźbionych, drewnianych szafach. Część jest rozwieszona, część zrolowana i widoczne są tylko grzbiety batików pozwalające zaobserwować różnice wzornictwa i używanych kolorów, charakterystycznych dla poszczególnych regionów kraju.








 Są to zupełnie inne kolory i wzory niż te, do których przyzwyczaiły nas batiki produkowane dla Hoffmana. Są dużo spokojniejsze, mniej kolorowe i niezwykle pracochłonne. Jeden batik powstaje nawet w ciągu wielu miesięcy.



Jest oddzielna sala z wystawą różnych cantingów, wosków i stempli




sala gdzie zgromadzono stare maszyny do szycia, komplety nici i hafty


Po Muzeum skoczyliśmy na czarną, wulkaniczną plażę i narysowałam nam na piasku Wielkanocną pisankę, następnego dnia rano śniadanie, wizyta w pięknie zaaranżowanym sklepie, gdzie na parterze można było obserwować powstający na miejscu proces batiku i na warsztaty - pierwszy dzień.








Warsztaty odbywały się w firmie Batik Lukman, otoczenie było zupełnie inne niż na poprzednich warsztatach na Bali - skromniejsze. Poznałam na miejscu Pana Lukman i jego asystentkę Esti, która codziennie pomagała mi zgłębiać tajniki. Przemiła Indonezyjka dwoiła się i troiła, żebyśmy mogły się porozumieć. Ona nie znała angielskiego wcale, ja b.słabo, więc jeśli ktoś oglądałby nas z boku to wyglądałyśmy jak dwie nastolatki, które nie mogą rozstać się ze swoimi telefonami. Miałyśmy uruchomione  funkcje tłumacza. Ja zadawałam pytania po polsku, tłumacz mówił i pisał po indonezyjsku, ona odpowiadała,  po indonezyjsku ... Jeśli pytania były maksymalnie prosto zbudowane funkcja tłumacza działała znakomicie.
Małe krzesełka jak dla liliputków są bardzo niewygodne, siedzi się skulonym jak bryłka, upał leje się z nieba, wilgotność 80 - 90 % , warsztaty są na dworze - klimatyzacji czy wentylatora nie ma.


Ponieważ były to indywidualne warsztaty dla zaawansowanych,  miałam poznać trzy techniki barwienia, trzema różnymi barwnikami : Remazolem, Indigosolem i Naphtolem.
Początek zawsze jest ten sam. Specjalne płótno - mori cotton Primissima w specjalny sposób przygotowane, nanoszony dowolny wzór ołówkiem i pokrywanie linii woskiem. Ich wosk i nasz wosk pszczeli, to dwa zupełnie różne woski. Nasz wosk ma jeden składnik i jest w różnym stopniu zanieczyszczony , ich wosk, to wypadkowa 6 składników, które u nas są nieosiągalne. Wielka szkoda.
Pierwszego dnia mąż "zbudował" mi stanowisko pracy, żebym nie musiała siedzieć na podłodze (tak tutaj odbywają się warsztaty) , narysowałam sobie wymyślony wzór,


 trochę to trwało, bo upał zabierał wenę :) i zabrałam się za wosk i Remazol. Na tych warsztatach miałam zdecydowanie mniej kolorów barwników do dyspozycji. Po pierwszym rozczarowaniu, doszłam do wniosku, że nie tworzę dzieła swojego życia, tylko chcę poznać możliwości, więc kolory są sprawą drugorzędną, nie muszę być nimi zachwycona. Szklanka była w połowie pełna :)





takie coś sobie namalowałam, a dalszy ciąg pracy przy batiku będzie następnego dnia.


Czas było zwiedzić galerie batików. Zwiedziłam trzy, tematyka batików związana jest generalnie z trzema tematami: szeroko rozumiana przyroda, postacie z eposu indyjskiego Ramajana, który wywarł duży wpływa na literaturę i sztukę Indonezji oraz sceny z życia.















w przerwie moje ulubione pisang goreng czyli pieczone banany w cieście posypywane tartym serem lub czekoladą i kawa.


Drugi dzień warsztatów to utrwalanie Remazolu, zabezpieczanie wzoru, przed użyciem drugiego barwnika Indigosolu. Tym barwnikiem "kolorowałam" tło. Nie miałam rękawiczek więc robiła to Esti. Używanie tego barwnika jest dość ryzykowne bo pracuje się z kwasem solnym a powstające efekty, to tak trochę jak czary mary.  Przede wszystkim potrzebne jest słońce, tego dnia chowało się co chwilę za chmury, więc przenosiłam szmatkę co rusz w nowe miejsce, w trakcie pojawiał się kolor. Ponieważ w Polsce słońce dostępne jest w ograniczonej dawce, bardziej zależało mi na efektach Naphtolu.  Indigosolu nie przywoziłam. Tak zmieniało się tło.




No i na końcu chciałam crakle, tutaj używają do tego Naphtolu.
Efekt końcowy to zestaw kolorów nie z mojej bajki , ale wszystko działało, było kolorowo :)



 na zdjęciach przed, po zdjęciu wosku jeszcze mokre i gotowe.


Naphtol daje bardzo intensywne kolory, malutka próbka zrobiona w międzyczasie


Ponieważ zamierzałam kupić Remazole i Napthol, tjantingi i stempel - cap, zapytałam Esti czy by ze mną nie pojechała samochodem. Ona zaproponowałam mi jazdę motocyklem, będzie szybciej i łatwiej zaparkować. Wsiadłyśmy więc na motocykl i pojechałyśmy do sklepu na zakupy a tam poprosiła o pamiątkowe selfie :) na tle batików.


Pozostały jeszcze dwa dni na Jawie, mieszkaliśmy w otoczeniu bujnej roślinności, na zdjęciu widać rąbek naszego domku i wracaliśmy na dziesięć dni na Bali.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz