Obserwatorzy

wtorek, 28 maja 2019

Indonezja 2019 cz.2

Bali zwiedzaliśmy w dwóch etapach rozdzielonych wizytą na Flores i Jawie.
Lotnisko w Denpasar tak wita gości :)


Mieliśmy dwie walizki i na miejscu tak udawało nam się przepakowywać, żeby zawsze ze sobą zabierać jedną, a drugą zostawiać w hotelu. Jak to możliwe? Blisko lotniska w Denpasar mieliśmy zarezerwowany zawsze ten sam domek na jedną noc, z którego korzystaliśmy kiedy wracaliśmy lub lecieliśmy na następną wyspę. Z właścicielami uzgodniliśmy zostawianie bagażu w ich prywatnych pomieszczeniach. Było to bardzo wygodne. Wizytę w sklepie z batikami planowałam na koniec drugiego etapu pobytu na Bali, ale oczywiście nie wytrzymałam, bo potem może się nie uda, a może wykupią :) a może będzie tsunami albo wybuch wulkanu :) ? Tak czy inaczej, na zakupy ruszyliśmy od razu. Znałam jeden sklep z batikami produkowanymi dla Hoffmana, ale przed wylotem wymieniłam korespondencję z Australijkami i dowiedziałam się o dwóch następnych - miałam co robić - ja szaleć, a mąż robić zdjęcia. 
Jak nie buszować w takim miejscu






Brakowało mi jasnych batików i udało się takie kupić, niektóre z nich są na zdjęciach






Lecąc na Flores ciężko było mi się z nimi rozstać,  zostały jednak na przechowaniu u właścicieli resortu - pięknie zapakowane, zawiązane na kokardkę w firmowej torbie wielokrotnego użycia.
Teraz byłam spokojna.
Mogliśmy jechać do świątyni Pura Luhur Uluwatu, leżącej na 70 metrowym klifie, pionowo opadającym do Oceanu. Zdjęć dronem nie udało się zrobić bo jest to niedozwolone, ale ubrani w obowiązkowe sarongi podziwialiśmy urwiska skalne o które w dole z hukiem rozbijały się spienione fale, małą, ale bardzo ważną dla Balijczyków świątynię, piękną aleję wysadzaną niesamowicie poskręcanymi drzewami i z małymi tylko przerwami opędzając się od wszędobylskich małp pilnując okularów, aparatów fotograficznych i butelek z wodą.




Kilka kilometrów dalej można było schodami zejść na plażę usianą różnorodnymi formacjami skalnymi, zejść ? ok. ale na myśl, że będę musiała prawie pionowo skrabać się do góry...hmm,  miałam nadzieję, że w międzyczasie chociaż kolejkę linową, wyciąg albo ruchome schody wybudują. W upalnym słońcu, w temperaturze 40 stopni nie jest to moim ulubionym zajęciem, ale widoki warte  były tego wysiłku.



Przed wylotem na Flores odwiedziliśmy jeszcze TURTLE CONSERVATION AND EDUCATION CENTER.
Jest to miejsce, które daje schronienie okaleczonym przez rekiny, czy statki rybackie żółwiom. Miejsce, gdzie ze zbieranych na plażach lub odkupowanych od ludności żółwich jaj, wylęgają się malutkie żółwiki wypuszczane później do oceanu. W basenach pływają piękne, niezmiernie już rzadkie, zagrożone całkowitym wyginięciem żółwie szylkretowe. 


Tutaj też można za odpowiednią opłatą wspierającą działalność tego ośrodka ratowania żółwi, adoptować tygodniowego malucha, nadać mu imię (Marzenka), otrzymać certyfikat adopcyjny, i wieczorem wypuścić do oceanu.


Uwielbiam żółwie, adoptowałam nie wiem czy synka, czy córeczkę :) ale wypuścić nie mogłam, bo do wieczora było jeszcze sporo godzin.


To mój maluch odłowiony z dużego basenu i teraz pływający w koszyczku - w swoim jednoosobowym apartamencie, czekając na wypuszczenie do oceanu.
Będąc już na Jawie dostałam z ośrodka e-maila z załączonym filmem z wypuszczania adoptowanych dzieci do morza. Super sprawa!

Czas było przepakować się i lecieć na Jawę na warsztaty batiku


Na lotnisku żegnały nas charakterystyczne dla Bali bramy i girlandy storczyków



2 komentarze:

  1. Dziękuję za drugi odcinek wspaniałej relacji <3
    Jesteście w raju :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcie malucha w koszyczku robi wrażenie większe niz zdjęcia rafy !

    OdpowiedzUsuń